Podhale Rowerowe-Love Part Łan


Nareszcie! My tutaj tak mamy. Pogoda nie robi wiosennych podchodów małymi kroczkami. Na Podhalu nie wychodzi się z zimy powoli, leniwie. Jak przyświeci słońce, to od razu jest 25 na plusie i lato!

Kobiety przewodniczki z zimowych raków na butach od razu przechodzą w szpilki. Przynajmniej na randki. Ja szpilek jednak nie używam (choć mam w kartonie, w piwnicy na wszelki wypadek!). Zakochałam się w dwóch kółkach a miłość odwzajemniła się dodatkowymi dwoma serduchami…na łydkach.

Infrastruktura rowerowa naprawdę jest imponująca i rozwijająca się z roku na rok. Spokojnie można kręcić się po regionie od świtu do zmierzchu – jest co robić! Tras jest mnóstwo na każdy rower i na każdą kondycję.


Rower na Furmanowej


W takie gorące dni nie da się długo spać. Nawet w niedzielę! Budzę się więc wcześnie, robię szybkie lekkostrawne śniadanie (łowsianka, wiadomo!)  i już pędzę rowerem przez Podhale a zapach kwitnących bzów (bez lilak) zniewala i powala. Trzymam więc mocno kierownicę, żeby nie wylądować na ukwieconej mniszkami i rzeżuchami łące. Łąki zarezerwowane dla owiec i baranów.  Brzmi przyjemnie, ciepło i kolorowo prawda?

Ale na te sielankowe łąki na podhalańskich grapach trzeba sobie zasłużyć! Zaczynam więc w centrum Zakopanego i kieruję się przez Kościelisko przez tzw. Salamandrę. Nie wypiłam rano kawy, więc teraz mam okazję podnieść sobie ciśnienie. Zaczynam walkę z dwukilometrowym podjazdem dziurawym nieco asfaltem i od razu czuję w płucach, sercu i nawet we włosach prawie 200 m. przewyższenia.  Jest moc! Teraz to już lajcik – czekają nas lekkie podjazdy i dużo zjazdów zboczami niezbyt wysokich gór. Na skrzyżowaniu pod Butorowym Wierchem obieram azymut na maszt na Gubałówce i już czuję wiatr we włosach (to znaczy pod kaskiem).

Widoki na ośnieżone jeszcze Tatry zapierają dech w piersiach. A im dalej na północ,  ku miastu (miasto dla nas to Nowy Targ), ku Beskidom, tym bardziej malowniczo, pocztówkowo. Mijam kolejne zielono-żółte łąki, a panorama Tatr zmienia się za każdym zakrętem.  Trasa wiedzie lokalnymi drogami asfaltowymi idealnie gładkimi jak moja skóra.cool


Gubałłówka ośniezone Tatry


Mijam Ząb  - najwyżej położona wieś w Polsce (można zajrzeć do drewnianego kościoła św. Anny), Bustryk (tutaj znajduje się ukryta pod lipami stara drewniana dzwonnica), Czerwienne.  Przed wioską, na tzw. Sabałach znajduje się wjazd na Bachledówkę 958 m. n.p.m., więc jeśli czujesz, że potrzebujesz kolejnej kawy to zrób ten krótki ale treściwy podjazd! Na górze znajduje się Sanktuarium MB Częstochowskiej  i obłędny widok na całe Tatry, który rekompensuje ten trud.


Dzwonnica Bustryk


Przejazd przez Czerwienne to taki rowerowy wehikuł czasu: stare góralskie zagrody, ładne ozdobione obejścia, kwitnące bzy i wszędobylskie owce. I widok na Królową Beskidów – Babią Górę (1724 m. n.p.m.).  Następnie szybko przemykam przez Ciche (Miętustwo) i po krótkim podjeździe serpentynami pod Domańskim Wierchem czeka mnie w nagrodę długi prosty zjazd do Czarnego Dunajca. Tutaj ostry zakręt w prawo  i wskakuję na ścieżkę rowerową Wokół Tatr (https://www.szlakwokoltatr.eu/trasy)


Gubałówka selfie


Ten fragment szlaku jest niemal zupełnie płaski (Kotlina Orawsko-Nowotarska) relaksuję się więc i podziwiam otaczające mnie góry: Gorce z Turbaczem, Beskid Żywiecki z Babią Górą i Tatry oraz puścizny (torfowiska wysokie). Jeszcze tylko kilka kilometrów przez bory (lasy) i docieram na drugą południową kawę na nowotarski rynek. A największą nagrodą są lody u Żarneckich wyrabiane tradycyjnymi metodami. Tylko trzeba odstać swoje w kolejce. Stoję więc i gibam się lekko na wszystkie strony w ramach streczingu. Po 45 km ciało ma już trochę dosyć. Rower też się zmęczył tymi podjazdami i  postanowił wrócić do domu pociągiem (w całym województwie małopolskim przewóz rowerów tylko 4 zł!). Poza tym jest niedziela, nie można się spocić za bardzo – trzeba pachnieć i zaliczyć popołudniowe kino i serniczek w Kinie Miejsce u  Pani Marty w Zakopanem.

Trasa rowerowa
Kawa w Nowym Targu
Rower w pociągu