Podhale Rowerowe-Love part fri

Niedziela w kolorach jesieni. Taka nagroda za kilka ostatnich tygodni pracy „na nogach” w górach.


Biały Dunajec w Białym Dunajcu


Trzeba odkurzyć rower i przewietrzyć go nieco, bo nie jeździł prawie miesiąc. I mam nadzieję, że nie zapomniał jak to się robi i nie strzeli fochatongue-out

Wyciągam go z piwnicy, wsiadam i czuję, że lekko „siadam”. Znaczy powietrza w kole brak. Czyli jest FOCH. Jakoś doczłapuję się do znajomej wypożyczalni i z miną Kota ze Shreka wskazuję na kompresor (jeszcze raz wielkie dzięki za poranny serwis)innocent A to był znak…ciekawe co dziś jeszcze się wydarzy?


Bacówka na imprezy w Białym Dunajcu


Koła napompowane idealnie na dziurawy asfalt (czyli prawie podhalański off-road), mogę ruszać na północ – ku Miastu! Wiem, że zupełnie mi dziś nie spieszno, postanawiam zajrzeć do kilku miejsc, na które normalnie nie mam czasu. Pierwsza na liście jest mała cukiernia w Szaflarach. Zawsze staję obok, cykam fotkę i ruszam dalej. Ale dziś mam ochotę właśnie tam wypić pierwszą niedzielną kawę i skosztować lokalnych wypieków Pana Cukiernika. Pędzę więc na łeb na szyję – czyli na kawę.


Kto nie miałby ochoty na małe włoskie "presso"w samym sercu Podhala?


Hamuję, wjeżdżam w stojak dla rowerów, zasiadam przy stoliku wewnątrz i czekając na swoją kolej już pochłaniam wzrokiem malutkie kruche ciasteczka z konfiturami. Zaczynam także nerwowo szukać wzrokiem ekspresu do kawy, albo chociaż czajnika. Nic. Pan Cukiernik trzyma ekspres na zapleczu, bo mu za dużo prądu żre, a nikt z mieszkańców nie wpada do niego na kawę, tylko kupuje cicha i myk do domu na kawę parzoną zapewne z kożuchem na 3 palce! Jakież rozgoryczenie i rozpacz! Kupiłam i ja kilka ciastek i pojechałam na kawę „po sąsiedzku”. Smakowała jak czarno barwiona woda….w papierowym kubku. Za to ciastka wyborne! Ludzie – apeluję – wstępujcie w Szaflarach na kawę. Niech ten ekspres rodem z Włoch sprowadzony popracuje i zarobi na prąd.


Cukiernia w Szaflarach


Myślę  - odbiję sobie w Mieście. Póki co, trzeba podjąć decyzję co do dalszej trasy. Biję się ostro z myślami czy bardziej na wschód czy na zachód? Wygrywa jednak Velo Czorsztyn. Obieram kierunek Ostrowsko i Harklowa. Dalej się zobaczy. Pogoda wymarzona na długie snucie się po Podhalu więc na razie po prostu sobie pedałuję. Żadnych więcej złowróżbnych znaków.  Tylko piękne oznaki babiego lata i początku jesieni. Przekwitają wierzbówki kiprzyce, których nikt u nas nie zbiera – a szkoda, bo wspaniała z nich herbatka (Iwan Czaj, Russian tea – Ci którzy jeżdżą na Kaukaz na pewno znają!).


Wierzbówka kiprzyca jesienią


Innym bajecznym"zielskiem" o ointensywnie zółtym kolorze to wrotycz pospolity - odstrasza wszelkie robactwo i owady. Warto go teraz pozbierać i ususzyć.


Wrotycz pospolity


Zakwitają także goryczki trojeściowe – moje ulubione niebieskie kwiaty (na herbatkę zdecydowanie się nie nadają, nawet zwierzęta jej nie jedzą, bo trująca!). Ciekawostką jest to, że najwyżej w Polsce zakwita na Miedzianym a najniżej  w Ojcowie. Ja ją fotografuję gdzieś w połowie.


Goryczka trojeściowa


Jest sielsko – anielsko. Ale….W Harklowej jednak sprawdzam połączenia PKP do Zakopanego. Po długim leniwym dniu nie będzie mi się chciało przecież pedałować z powrotem, skoro można skorzystać z dogodnego, znanego już połączenia (pamiętacie, rower tylko za 4 złote!)

No i jest! Znaczy jest to to, że nie ma pociągu z przewozem rowerów! Nie wierzę, myślę że to jakiś błąd na stronie internetowej. Rozważnie jednak postanawiam obrać kierunek Miasto – rynek, i spokojnie przy kawie sprawdzić ponownie. Mam nosa!

Zamawiam kawę i galaretkę (bo do lodziarni Żarneckich tradycyjnie dopchać się nie sposób). Łapię te internety i tętno 1000! Pociągi na trasie Nowy Targ – Zakopane odwołane, nie jeżdżą, nie istnieją – znikły! Okazało się, że podczas mojej chwilowej w kraju nieobecności wiele zmian zaszło. Kolej zeszła z torów na…busy! A te niestety rowerów nie przewożą. Noooo to porumakowałam. Na domiar złego zaczął szwankować tylny hamulec. I już rozmyślam: wrócić do Zakopanego na kołach? Hm…niby lekko pod górkę, to i hamulce nie są za bardzo potrzebne. Ale jak coś się stanie?


Tory kolejowe w Białym Dunajcu


Moja podstawowa zasada „safety first” pozwoliła podjąć szybko decyzję: lecę do „Szwagrów” (czyt. Szwagropole i inne Majery prawdziwe liniowce Kraków –Zakopane).

Przemieszczam się więc ostrożnie na dworzec autobusowy i czekam…

Na Flixa się nie załapałam, ale widziałam że Pan Kierowca chętnie by mnie brał, ale był opóźniony i bagażniki pełne. Bar przy dworcu właśnie się zamknął a mnie już kiszki marsz grają (bo tylko galaretkę zjadłam).Po kolejnych długich kilkunastu minutach nadjechał Majer Bus. 

Udało się! Po krótkich negocjacjach i przerzuceniu kilkunastu ciężkich ceprowskich walizek z jednego bagażnika do drugiego udało mi się wcisnąć rower pod pokład a sama zajęłam chyba ostatnie miejsce siedzące na pokładzie.  Od razu zadzwoniłam do kolegi z wypożyczalni i serwisu Bike Point i umówiłam się na przegląd tego hamulca. W Zakopanem od razu ruszyłam w stronę Nosala (punkt serwisowy).

I cóż się okazało? Hamulec nie łapał, bo…wyskoczyła linka z manetki (czy jakoś tak) – nie zauważyłam!

Ale jakże miałam dostrzec tą malutką niedogodność techniczną,  skoro takie piękne okoliczności przyrody wokół, słońce w pełni blasku a u mnie motyle w brzuchu?

A poranny znak mówił: nie wsiadaj na rower cool